Wsiedliśmy rano na nasze rowery, potem do pociągu, dalej już tylko przed siebie, daleko za miasto. Wiał chłodny wiatr, przez chmury próbowało przebijać się słońce, było ciepło i nie padał deszcz. Jeździliśmy pośród łąk i lasów, tam gdzie głośno śpiewają ptaki, tam gdzie można zobaczyć sarny i zające, gdzie trzeba czasem uciekać przed komarami i gdzie można się zagubić w środku podmokłego pola. Tam gdzie ścieżki rowerowe wcale nie są rowerowe i pojawiają się nagle, tak jak nagle znikają, tam gdzie czasem rechot żab zagłuszał śpiew ptaków, gdzie słychać w oddali pianie koguta, gdzie, można położyć się trawie i leżeć beztrosko patrząc w niebo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz