środa, 29 października 2008

niedziela, 26 października 2008

26 października


to była samotna niedziela...

i nie pojechałam na "mój" Służew, tak jak co tydzień o 20.00 ... ale dzięki temu wiem już teraz jak bardzo ważne jest dla mnie to miejsce, że to moje ukochane miejsce na ziemi(!). Dziwnie to brzmi jak o tym pomyślę. Ale tak jest, nie mam innego, za wyjątkiem pokoju na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Przy czym ono jest wynajmowane, moje tylko na chwilę. A to miejsce na Służewie będzie zawsze. I nawet jak tam wrócę kiedyś w wieku osiemdziesięciu pięciu lat ono tam będzie i będzie wciąż "moje".
Byłam dzisiaj na mszy u Dominikanów na ul. Freta, tak gościnnie, trochę chyba przypadkowo, a możliwe, że tak właśnie miało się dzisiaj stać...i teraz już wiem, że cały tydzień czekam na to, aby wsiąść wieczorem w pociąg metra i pojechać właśnie na Służew, na Dominikańską 2.
Zimny ten dzisiejszy wieczór, zimny jak w najprawdziwszej zimie. Jest zimny wiatr, na termometrze za oknem wcale nie widać niebieskiej kreski, ludzie chodzą po ulicach w ciepłych kurtkach i rękawiczkach, skuleni w swoich kołnierzach i pod czapkami, stukają obcasy kozaków. Brakuje tylko śniegu. Ciepła złota jesień zrobiła się bura i chłodna.
Przemierzając w tą wieczorną zimnicę stacje metra w drodze powrotnej do domu znalazłam na posadzce mały drewniany różaniec, taki prosty z dziesięcioma koralikami i skromnym krzyżykiem, w dodatku w moim ulubionym kolorze: bordowo-brązowym.
Leżał samotny na zimnej seledynowej podłodze. Nie mogłam go nie podnieść, nie schować do kieszeni płaszcza. Jest tak mały i zgrabny że miło trzyma się go w palcach schowanych przed zimnem. Trudno w tedy nie myśleć o tym, o czym na co dzień myślimy wciąż za mało... "i stale za późno".

piątek, 24 października 2008

Śpieszmy się

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć

kochamy wciąż za mało i stale za późno


Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą


ks. Jan Twardowski

czwartek, 23 października 2008



Byłam dzisiaj na chwilę w słonecznej Hiszpanii. Dokładniej w hiszpańskiej Galicji, gdzie mówi się po galicyjsku (czyli nie po hiszpańsku). A stało się to za sprawą Google maps, i miłego Iago- wesołego, Pana Hiszpana o jasnoniebieskich oczach.
Wiecie gdzie leży Vigo i Galicja??

Kierunek Hiszpania
http://mapy.google.pl/maps?f=q&hl=pl&geocode=&q=hiszpania&ie=UTF8&ll=39.605688,-0.219727&spn=17.246301,39.550781&t=h&z=5

bez trudu odnajdujemy na mapie Vigo :)
http://mapy.google.pl/maps?f=q&hl=pl&geocode=&q=hiszpania&ie=UTF8&ll=42.234364,-8.726921&spn=1.037116,2.471924&t=h&z=9

a w nim poza rodzinnym domem i pomnikiem wielkiej dżdżownicy
http://maps.google.pl/maps?q=vigo&ie=UTF8&oe=utf-8&client=firefox-a&t=h&g=vigo&layer=x&ll=42.217768,-8.740858&spn=0.003822,0.009656&z=17

drugi najważniejszy port na świecie:
http://maps.google.pl/maps?q=vigo&ie=UTF8&oe=utf-8&client=firefox-a&t=h&g=vigo&layer=x&ll=42.227437,-8.751512&spn=0.016207,0.038624&z=15

...jak ja bym chciała jechać w świat !!!

wtorek, 21 października 2008

Czy wystarczy powiedzieć "nie" zmęczeniom i smutkom
stanąć wobec ciemności z pragnieniem światła
Czy wystarczy powiedzieć "dosyć" nieznośnym uczuciom

nie wiem, nie wiem ale bez CIEBIE umieram

któż z nas nie pragnie żyć pełnią życia
któż z nas nie pragnie prawdziwie kochać
nie pozwólmy odebrać sobie tego pragnienia

nie pozwólmy odebrać sobie tego pragnienia



"Izaiash"

piątek, 17 października 2008

w zoo














W sobotę wybraliśmy się wspólnie z przyjaciółmi z duszpasterstwa na czele z Ojcem Januszem do ZOO (O. Janusz jest jak nasz tata).
Ta wyprawa do zoo była inna niż wszystkie inne. Słyszałam jak ryczy bardzo zła lwica, stojąc półtora metra od niej, widziałam stare, zapomniane zakamarki podziemnych pomieszczeń gdzie w przeszłości tresowano dzikie zwierzęta, widziałam bawiące się w jesiennych liściach słonie, misia koalę wysoko na drzewie, niedźwiedzia drapiącego się po brzuchu, karmiącą swoje dziecko samicę pawiana i troskliwie ją przytulającego "męża", widziałam beztrosko bawiące się szczenię psa z kocięciem tygrysa, widziałam radość i zachwyt w oczach moich towarzyszy, podświetlane kolorowymi światłami płynącymi z morskich akwariów. Wszystko to widziałm na własne oczy, które nie mogły się nacieszyć i nadziwić.
W takich miejscach jak zoo błądzą człowiekowi po głowie różne myśli i uczucia. Począwszy od zachwytu, szacunku, poprzez trwogę i chwilowe wyobrażenie chwili, co by było gdybym był tam w tej klatce, aż po nieodpartą potrzebę zjedzenia waty cukrowej i zakupu kolorowego balona w kształcie konika.

wtorek, 7 października 2008